Ks. Prałat Jan Majder

Nadrzędna kategoria: ROOT
Kategoria: Historia
Utworzono: wtorek, 23, wrzesień 2008 21:36

Ks. Prałat Jan Majder, wyjątkowa postać kościoła gdańskiego, były Diecezjalny Duszpasterz Rodzin przed ks. Prałatem Piotrem Topolewskim. Poniżej publikujemy fragment wspomnień wieloletniej Diecezjalnej Doradczyni Życia Rodzinnego Jadwigi Dobrowolskiej o ks. Janie, który był dla niej duszpasterzem - przyjacielem. Wspomnienia te pochodzą z książki pt. „Ojciec Przymorza” pod red. ks. dr Mirosława Gawrona wydanej w Gdańsku w roku 2007.

„Współpracę z ks. Prałatem Janem Majderem, moim ówczesnym proboszczem, rozpoczęłam w październiku 1975 r. w Poradni Rodzinnej w parafii p/w Najświętszej Maryji Panny Królowej Różańca Świętego. Już wtedy zapoznawał się coraz bliżej z tematyką i problemami Poradnictwa Rodzinnego. Po śmierci ks. Rafała Markitona został mianowany Diecezjalnym Duszpasterzem Rodzin. Od 1985 r. zaczęłam nowy etap współpracy z nim na płaszczyźnie diecezjalnej, gdy ks. Biskup Tadeusz Gocłowski powierzył mi misję Diecezjalnej Doradczyni Życia Rodzinnego.
Jako duszpasterz diecezjalny ks. Jan Majder dbał o organizację szkoleń nowych doradców parafialnych, organizował coroczne trzydniowe rekolekcje formacyjne dla pracowników Poradnictwa Rodzinnego. Zapoczątkował czerwcowe pielgrzymki doradców do sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie. Rzadko brał udział w krajowych zjazdach Duszpasterstwa Rodzin z powodu nadmiaru obowiązków, ale mimo to zyskał sobie szacunek, zaufanie i sympatię Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin i innych duszpasterzy diecezjalnych. Zawsze liczono się z jego zdaniem.
Moja współpraca z ks. Janem Majderem trwała do jego śmierci. Trudno mu było znaleźć czas na spokojną rozmowę, niemal każda była przerywana przez interesantów i telefony. Bywało tak, że przychodząc do niego z trudnymi sprawami, zastawałam go zmęczonego. Widząc go w takim stanie odkładałam moje problemy do czasu innego spotkania, bo żal było na niego patrzeć. Zawsze miał czas dla swoich parafian. W każdą niedzielę po Mszy Świętej można było go spotkać przed kościołem w rozmowie z dziećmi, które lgnęły do niego, a także z ich rodzicami, z osobami starszymi. Wszyscy byli mu bliscy. Nie zapomnę jego „rodzinnego” rozdawania Komunii Świętej... Po jego śmierci czytałam różne wspomnienia w „Gwieździe Morza”. Wszyscy wspominający szczycili się jego przyjaźnią. Zdałam sobie wtedy sprawę, że każdego z tych ludzi (i mnie między nimi) traktował jako kogoś wyjątkowego i sobie bliskiego. Takim pozostał dla mnie i dla wielu innych nawet po śmierci...”.